Przekleństwa i ,,brzydkie słowa“

Przekleństwa i ,,brzydkie słowa“.

Rzecz jasna, że nie należy używać ordynarnych słów lub wtrącać, nawet w potocznej rozmowie, przekleństw do każdego zdania.

Wprawdzie ani „psia kość“ czy „psia krew“, ani „cholera” nie są w istocie obraźliwymi słowami, ale tradycja nadała im szczególne znaczenie.

Zawsze brzydziłam się wulgarnych słów i wszelkiego przeklinania. Chcę jednak opisać scenę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i nieco zmieniła mój pogląd na sprawę.

Oto byłam kiedyś świadkiem, jak w chacie biednego chłopa po raz pierwszy zabłysło drzewko na Boże Narodzenie. Świeczki, kolorowe łańcuchy, ozdoby z papieru, ze słomki, figurki z wydmuchanych jajek — słowem tęczowa, barwna, migotliwa, bajeczna choinka. W chałupie była mała córeczka, która choć miała już blisko dwa latka, jeszcze nie chodziła, wciąż tylko raczkując. I oto w pewnym momencie otwierają się drzwi z kuchni do izby, rozświetlonej i roziskrzonej świeczkami choinkowymi. Malutka wyciąga przed siebie rączki i idzie wprost do drzewka; po raz pierwszy stawia kroki, chodzi…

Ojciec jej tak jest wzruszony, że zaczyna… kląć najgorszymi słowami. Wymawia je dobitnie, z rozrzewnieniem i czułością, z błyskiem najwyższej radości w oczach. W stronę ukochanego dziecka padają wyrazy obelżywe i brutalne.

Początkowo byłam oburzona i zaskoczona. Nie zauważyłam, aby gospodarz używał kiedykolwiek (przynajmniej przy mnie) podobnych epitetów. Ale zaraz zjawiła się refleksja. Dlaczego to robi? Tym bardziej, że przecież mówi tak ze szczęścia. I wówczas uderzyła mnie ta często zapominana prawda. Oto człowiek ten, porządny, godny szacunku chłop, przyswoił sobie ograniczoną ilość pojęć. Życie prawie nie dawało mu okazji do wypowiadania zachwytów i radości. A gdy taka okazja właśnie się zdarzyła, zabrakło mu słów. Użył więc tych, które słyszał kiedyś, ale się nimi nie posługiwał. Teraz przyszły do niego same, bo były najsilniejsze z tych, jakie znał.

Francuskie przysłowie mówi: cest le ton, qui fait la chanson, co w dość swobodnym tłumaczeniu znaczy, że wykonanie decyduje o wartości piosenki.

Jeśli chodzi o naszego gospodarza, słowa „piosenki” były skandaliczne. „Ton“ jednak ją ratował. I nie można było temu człowiekowi robić wyrzutów.

„Brzydkie słowa“ wolno jednak wybaczać tylko w wyjątkowych przypadkach. Wulgarne wyrażanie się, przekleństwa są dowodem braku kultury.

Człowiek dobrze wychowany klątwami i trywialnymi wyrazami nie posługuje się nigdy i każde swoje uczucie: gniew, miłość, zdenerwowanie potrafi wyrazić w kulturalnej formie.

Kto klnie, używa ordynarnych słów i ma wulgarny sposób bycia, niech się nie obraża i nie czuje pokrzywdzony, gdy inni od niego uciekają uważając go za nieokrzesanego prostaka. Sam przecież do takiej oceny doprowadza.

Zdarza się też, że ludzie lubują się w nieprzyzwoitych wyrazach, w opowiadaniu sprośnych „kawałów“, w obracaniu najzwyklejszej rozmowy w pełną aluzji, niesmaczną paplaninę. Chichoczą przy tym robiąc z fizjologicznych funkcji, ze spraw intymnych lub, co gorsza, z najgłębszych czyichś uczuć przedmiot niby dowcipu i żartu.

Nie zawsze słuchacze mają odwagę powiedzieć, że jest to dla nich obrzydliwe i… nudne. Więc wymuszają z siebie śmiech. Kto jednak ma odwagę cywilną, ten mówi wprost: „Przestań! Nie czujesz, że to nic ciekawego? Opowiedz lepiej o czym innym!“

Osoba, która cały czas swój „dowcip“ ogranicza wyłącznie do kwestii seksualnych czy fizjologicznych, nie jest ani dowcipna, ani ciekawa. Budzi po prostu niesmak i nudzi.